Ten blog korzysta z plików cookies na zasadach określonych tutaj
Zamknij
11.09.2018
NEW TECH & INNOWACJE

Nie taki diabeł straszny, jak go malują, czyli o mitologizowaniu nowej dyrektywy prawnoautorskiej

Jutro, tj. 12 września 2018 r., w Parlamencie Europejskim odbędzie się głosowanie związane z pochodzącym jeszcze z 2016 r. projektem Dyrektywy w sprawie praw autorskich na jednolitym rynku cyfrowym. Od czasów ACTA żaden europejski akt prawny nie wzbudził tylu kontrowersji i nie był źródłem tylu nieporozumień i zwyczajnych manipulacji. Na jakim etapie są prace nad Dyrektywą i czy rzeczywiście zanosi się na ograniczenie wolności w Internecie, zakazane stanie się robienie sobie selfie na stadionach i zostanie wprowadzony podatek od linków? Zmierzmy się z mitami i przekłamaniami.

Projekt Dyrektywy autorstwa Komisji Europejskiej przeszedł przez prace w komisjach parlamentarnych. Zawierające poprawki do Dyrektywy sprawozdanie najważniejszej z nich – Komisji Prawnej kierowanej przez Axela Vossa, miało być przedmiotem debaty i głosowania już z początkiem lipca. Prace Parlamentu zostały jednak przeniesione na wrzesień – głosowanie odbędzie się jutro. Parlament może przyjąć poprawki do Dyrektywy w całości, w części (wprowadzić własne poprawki) lub zupełnie je odrzucić. Naszym zdaniem, tekst Dyrektywy z poprawkami Komisji Prawnej  tak dalece różni się od pierwotnego projektu zgłoszonego przez Komisję Europejską , że jeśli zostanie on jutro przyjęty, dyskusję na temat zmian w przepisach o prawie autorskim w Internecie powinniśmy zacząć od początku.

Proponowane przez Komisję Prawną poprawki wprowadzone do Dyrektywy powinny naszym zdaniem rozwiać większość obaw internautów oraz przedstawicieli instytucji i ruchów występujących zdecydowanie przeciwko Dyrektywie. Wokół nowych przepisów wyrosło wiele mitów, podczas gdy realnie sytuacja internautów nie powinna ulec pogorszeniu. Poniżej nasz komentarz na temat 5 najważniejszych z nich.

MIT: Unia Europejska chce wprowadzić podatek od linkowania – od tej pory nie będzie możliwe w social media udostępnianie linków odsyłających do chronionych prawem autorskim artykułów prasowych, czy muzyki. Nie będzie możliwe dzielenie się znalezionym w sieci contentem z innymi internautami.

Zacznijmy od początku. Projekt Dyrektywy nie przewiduje i nigdy nie przewidywał podatku od linków. Wprowadza jedynie nowe prawo pokrewne dla wydawców prasy – analogiczne do praw, które już obecnie przysługują nadawcom radiowym i telewizyjnym. Ustawodawca unijny przewiduje, że od prawa wydawców powinny zostać przewidziane takie same wyjątki (przypadki dozwolonego użytku), jak w przypadku praw autorskich (art. 11 ust. 3 projektowanej Dyrektywy). Ponadto jedna z poprawek wprowadzanych do art. 11 Dyrektywy określa wyraźnie, że prawa wydawców prasy nie uniemożliwią prywatnego i niekomercyjnego wykorzystania publikacji prasowych i nie będą podstawą do zakazania linkowania. Choć teraz zostało to opisane w projekcie tak dobitnie, to wynikało już z poprzedniego brzmienia dokumentu. Co za tym idzie, jeśli jakieś działanie w Internecie dziś uznajemy za legalne (np. tworzenie memów, linkowanie, wolność wypowiedzi, prawo do parodii), to nadal legalnym pozostanie – i na odwrót: jeśli na gruncie aktualnych przepisów jakieś działanie narusza prawo (przykład: publiczne udostępnianie twórczości osób trzecich bez uprawnienia) – to po implementacji Dyrektywy wydawcy będą mieli dodatkową, własną (poza prawami autorskimi) podstawę dochodzenia roszczeń i ułatwienia procesowe w tym zakresie. Co więcej, w projektowanych Motywie 21a i 21b Dyrektywy znajduje się wyraźna rekomendacja dla państw członkowskich, aby uznały prawo internautów do uzasadnionego dzielenia się fragmentami i cytatami z cudzej twórczości w celach prezentowania idei, parodii, karykatury czy pastiszu, jako nowy i jednoznaczny „internetowy” wyjątek od przysługujących wydawcy praw. Sytuacja internautów dzielących się contentem w formie linków lub cytujących co ciekawsze wycinki prasowe nie powinna się pogorszyć.

Dodatkowo, Dyrektywa przewiduje, że autorzy tekstów prasowych, których wydawca zdecydował się opublikować je nie tylko w formie tradycyjnej, ale również w Internecie, powinni mieć prawo do udziału w zyskach wydawcy z takiej „internetowej” eksploatacji. Oczywiście warto będzie zadbać o to, aby podczas implementacji przepisów do porządku krajowego wszystkie przypadki dozwolonego użytku zostały uwzględnione oraz aby wprost wyłączone zostało spod ochrony tego prawa pokrewnego korzystanie z krótkich informacji prasowych.

MIT: Wikipedia przestanie istnieć albo dostęp do niej zostanie objęty abonamentem. Hostingodawcy usług w chmurze zaczną filtrować nasze wirtualne dyski.

Rzeczywiście, przed ostatnim posiedzeniem plenarnym Parlamentu Europejskiego Wikipedia oprotestowała Dyrektywę czasowo wyłączając internautom dostęp do swoich zasobów. Dotkliwy eksperyment. W pierwotnym brzmieniu Dyrektywa w art. 13 zakładała, że wszyscy dostawcy usług społeczeństwa informacyjnego, którzy przechowują i zapewniają publiczny dostęp do dużej liczby utworów lub innych przedmiotów objętych ochroną zamieszczanych przez swoich użytkowników, będą zobowiązane stosować technologie filtrujące oraz zawierać umowy z autorami utworów udostępnianych na platformie przez użytkowników. Komentatorzy słusznie zwracali uwagę, że tego rodzaju regulacja może doprowadzić internetowe encyklopedie i dyski „chmurowe” do całkowitego paraliżu. Nie taka była naszym zdaniem intencja projektodawców. W odpowiedzi na te zarzuty Komisja Prawna w projekcie art. 2 pkt 4b zaproponowała definicję, która wyłącza stosowanie art. 13 do niekomercyjnych encyklopedii online, usług w chmurze z dostępem wyłącznie prywatnym dla użytkownika (np. Google Drive, Dropbox) i e-sklepów oraz generalnie wszystkich usług hostingowych, których celem nie jest udzielanie dostępu publicznego do chronionych prawami autorskimi i pokrewnymi zawartości. Takie podmioty nie spełniają definicji „dostawcy usług udostępniania treści online”, do których zastosowanie znajdują obowiązki z art. 13.

MIT: Art. 13 Dyrektywy nakłada na każdego hostingodawcę obowiązek aktywnego monitorowania wszystkich treści udostępnianych w ramach jego serwisu internetowego, a w konsekwencji wejście w życie nowych przepisów wprowadzi cenzurę.

W swoim założeniu art. 13 Dyrektywy ma określać rodzaje obowiązków, jakim podlegają administratorzy serwisów, w ramach których użytkownicy uploadują wybrane przez siebie treści i w ten sposób udostępniają je publicznie innym użytkownikom (np. Youtube, Facebook w ramach profili i postów publicznych). W projekcie motywu 38 zdeterminowano, że hostingodawcy takich serwisów nie podlegają wyłączeniu odpowiedzialności za nielegalne treści umieszczane w serwisie przez użytkowników, o którym mowa w art. 14 dyrektywy 2000/31/WE. Dyrektywa odzwierciedla w tym zakresie dorobek orzeczniczy TSUE i przeciwstawia się nadużywaniu przez hostingodawców tego przepisu jako argumentu za zwolnieniem się przez nich z jakiejkolwiek odpowiedzialności za naruszanie praw autorskich. Jeżeli jakaś grupa ma być niezadowolona z takiego kierunku zmian przepisów, to z pewnością jest to branża technologiczna. Znacznie trudniej będzie jej bowiem wyłączać swoją odpowiedzialność za to co dzieje się na ich platformach.

Główny zarzut przeciwników Dyrektywy odnosił się do nałożenia na administratorów serwisów obowiązku aktywnego monitorowania, jakie treści zamieszczają w serwisie ich użytkownicy, a następnie konieczności zawierania umów z uprawnionymi do tych treści, a jeśli to niemożliwe – usuwania tych treści z sieci. Komisja Prawna w swoich poprawkach do Dyrektywy stara się uspokoić nastroje – w nowym tekście odnajdujemy zapewnienie, że środki, jakich wdrożenia wymaga się od dostawców usług udostępniania treści online, nie mogą polegać na ogólnym obowiązku monitorowania i powinny ograniczać się do dopilnowania, by w danych usługach nie były dostępne nielegalnie udostępniane chronione treści. Wydaje się więc, że nadal będziemy mieli do czynienia ze znaną i stosowaną obecnie np. przez Youtube  procedurą tzw. „notice and take down”, a automatyczne usuwanie treści nie będzie zasadą (por. art. 13 ust. 1b). Konkretne rozwiązania zostaną jednak wskazane dopiero w przepisach krajowych. Z drugiej strony, Dyrektywa wymaga od administratora serwisu inicjowania zawierania umów z podmiotami praw do treści, które znalazły się w serwisie. Trudno sobie wyobrazić, jak ma się odbywać taki proces, jeżeli nie zostanie poprzedzony przez administratora ustaleniem, jakie treści umieszczono w jego serwisie (aktywnym monitorowaniem). W tym zakresie przepisy nie dają jeszcze jasnych odpowiedzi i z pewnością powinny zostać doprecyzowane – czy to na poziomie unijnym, czy poprzez delegację do przepisów krajowych. Jedno jednak jest w projekcie dobitnie podkreślone. Ewentualne monitorowanie i usuwanie treści nie może odbywać się kosztem legalnie udostępnianych treści (w tym korzystających z dozwolonego użytku – np. w ramach cytatu, parodii, etc.), i tutaj płynnie przechodzimy do kolejnego mitu.

MIT: Wejście w życie nowych przepisów zakończy erę memów.

Internauci obawiają się natomiast, że owe „środki technologiczne”, o których wspomina Dyrektywa, mające na celu wyłapywanie i usuwanie treści naruszających prawa autorskie, mogą zadziałać jak cenzura Internetu i z automatu blokować te treści, które zawierają co prawda cudze utwory, jednakże robią to w ramach karykatury, parodii, pastiszu, czy też krytyki lub wyjaśniania (przykładem są właśnie memy, czy też umieszczane w sieci recenzje). Komisja Prawna i w tym przypadku studzi emocje: jeżeli poprawki do Dyrektywy zostaną przyjęte przez Parlament Europejski, w jej tekście przeczytamy, że „utwory i inne przedmioty objęte ochroną, które nie łamią praw, pozostają dostępne”, a państwa członkowskie mają obowiązek dopilnowania, aby „wdrażanie takich środków było proporcjonalne i zachowywało równowagę między prawami podstawowymi użytkowników i podmiotów praw. Dodatkowo, państwa członkowskie będą miały obowiązek opracowania procedury wdrożenia sprawnych mechanizmów składania skarg przez użytkowników, których treści zostały niesłusznie zablokowane. Naszym zdaniem, biorąc pod uwagę najnowsze pomysły Komisji Prawnej, internauci nie mają większych powodów do obaw – nie da się z tych propozycji wyczytać żadnej nowości w stosunku do mechanizmów, które w sposób nieudolny, ale funkcjonują również obecnie (przykład: procedura „Zgłoś” posta na Facebooku). Dyrektywa zapewnia również, że przepisy o dozwolonym użytku muszą być respektowane na dotychczasowych zasadach.

MIT: Koniec z selfie typu „Ja i finał Mistrzostw Świata w piłce nożnej”.

W trakcie prac parlamentarnych nad Dyrektywą Komisja Prawna sformułowała zupełnie nowy przepis, który miałby wprowadzić do porządku prawnego nowe prawo pokrewne organizatora wydarzenia sportowego. Zgodnie z proponowanym art. 12a Dyrektywy, organizatorowi widowiska sportowego przysługiwać ma wyłączne prawo do zwielokrotniania nagrań widowiska oraz prawo podawania ich do publicznej wiadomości w taki sposób, że osoby postronne mają do nich dostęp w wybranym przez siebie miejscu i czasie, w tym prawa emisyjne. Wprowadzenie takiego przepisu należałoby ocenić bardzo pozytywnie, ponieważ stworzenie wydarzenia sportowego wiąże się dla organizatora ze znacznymi nakładami finansowymi i organizacyjnymi, a dotychczas brakowało wyraźnej podstawy ustawowej ochrony jego interesów (innych niż przepisy dot. czynów nieuczciwej konkurencji czy treść regulaminów imprez sportowych). Nowe prawo pokrewne powinno sprzyjać walce z pirackimi nagraniami widowisk sportowych i nieautoryzowanymi przez organizatora transmisjami. Naszym zdaniem w żaden sposób nie dotknie ono kibiców, którzy na wyłącznie prywatne potrzeby utrwalą krótki fragment widowiska albo sfotografują je. Pomijając już regulację dozwolonego użytku wynikającą z krajowych przepisów prawa autorskiego, które to ograniczenia stosuje się również do praw pokrewnych (art. 100 Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych), sama Dyrektywa przewiduje, że „konieczne jest zapewnienie nowego specjalnego wyjątku zezwalającego na uzasadnione wykorzystanie fragmentów istniejących wcześniej utworów lub innych przedmiotów objętych ochroną w treściach zamieszczanych lub udostępnianych przez użytkowników”. Chodzi o fragmenty, które nie szkodzą normalnemu wykorzystaniu utworu lub innego przedmiotu objętego ochroną ani nie naruszają w sposób nieuzasadniony prawnie uzasadnionych interesów podmiotu prawa (motyw 21b Dyrektywy).

Co z tego wynika?

Proces legislacyjny dot. komentowanej Dyrektywy jest przedmiotem intensywnego lobbingu, i to nierzadko w mocno wątpliwej etycznie formie. Można mieć bowiem wiele uwag merytorycznych do proponowanych rozwiązań, można nad nimi pracować ale nie powinno się zakłamywać rzeczywistości, czy straszyć wątpliwymi konsekwencjami.

Nowe przepisy regulujące relacje twórców kultury i branży technologicznej agregującej treści są niezbędne. Nie da się bowiem dłużej udawać, że korzystanie z twórczości w dobie Internetu odbywa się w taki sam sposób, jak w latach 90-tych ubiegłego wieku, czy też że hosting polegający na udostępnieniu przestrzeni na bloga, pocztę czy przechowywanie dokumentów w chmurze działa na analogicznych zasadach, jak hosting platformy udostępniającej filmy, muzykę i książki w Internecie dla milionów użytkowników.

Projekt Dyrektywy w wersji po poprawkach Komisji Prawnej, poza opisanymi powyżej wątkami zawiera wiele innych, bardzo ciekawych rozwiązań, np. możliwość zwolnienia się autora z przyznanej licencjodawcy wyłączności na korzystanie z jego praw w przypadku, kiedy dzieło nie jest eksploatowane przez licencjodawcę. Są i takie postanowienia, które wymagają głębokiego przemyślenia – aby tam gdzie to nie dzieje się z krzywdą dla uprawnionych – pozytywnie wpływać na rozwój nowych technologii i innowacji – tu przede wszystkim uwagi wymagają w naszej ocenie zdecydowanie za bardzo restrykcyjne przepisy dot. tzw. „data mining”.

Reasumując, jakkolwiek nad Dyrektywa warto jeszcze pracować, aby była lepszym i bardziej precyzyjnym aktem prawnym, to bez wątpienia nie ma powodów aby się jej na tym etapie bać. Warto śledzić dyskusję i efekty prac w Parlamencie Europejskim – finalna ocena regulacji będzie możliwa po zakończeniu prac legislacyjnych.

[LK1]Link: http://www.europarl.europa.eu/sides/getDoc.do?type=REPORT&reference=A8-2018-0245&language=PL

[LK2]Link: https://eur-lex.europa.eu/legal-content/PL/TXT/?uri=CELEX%3A52016PC0593

#ACTA #e-commerce #internet #komisja europejska #ozz #platformy cyfrowe #prawo autorskie #UE

Chcesz być informowany o najnowszych wpisach na blogu?

  • - Podaj adres e-mail i otrzymuj informację o nowym wpisach na blogu SKP/IPblog prosto na Twoją skrzynkę
  • - Nie będziemy wysłać Ci spamu

Administratorem Twoich danych osobowych jest SKP Ślusarek Kubiak Pieczyk sp.k. z siedzibą w Warszawie, przy ul. Ks. Skorupki 5, 00-546 Warszawa.

Szanujemy Twoją prywatność dlatego przekazane nam dane nie będą przetwarzane i udostępniane poza SKP w innych celach niż ujęte w Regulaminie Serwisu. Szczegółowe postanowienia dotyczące naszego IP Bloga, w tym katalog Twoich uprawnień związanych z przetwarzaniem danych osobowych znajdziecie Państwo w Polityce Prywatności.