Facebook przez ponad tydzień blokował w Australii treści pochodzące z mediów informacyjnych, manifestując sprzeciw wobec projektu ustawy wprowadzającej opłaty za treści informacyjne. Konfrontacja pomiędzy operatorem największego portalu społecznościowego na świecie a australijskimi władzami zakończyła się zawarciem porozumienia 23 lutego. Australijski rząd zgodził się na wprowadzenie poprawek do projektu ustawy, a Facebook zapowiedział zniesienie blokady treści. Dnia 25 lutego parlament uchwalił ustawę w poprawionym brzmieniu.
Trzy lata temu australijski rząd zlecił urzędowi ds. regulacji konkurencji zbadanie udziału gigantów technologicznych w rynku reklam internetowych. Okazało się, że media ponosiły koszty produkcji treści, które Google i Facebook nieodpłatnie udostępniały i przez to zwiększały swoje zyski. 53% dochodów z reklam w Internecie przypadało Google’owi, a 28% Facebookowi. Pozostali uczestnicy rynku musieli się zadowolić zaledwie 19% udziałów.
Rząd Australii postanowił „wyrównać warunki rozgrywki” między gigantami cyfrowymi i wydawcami tradycyjnych mediów w podziale zysków. Opracował w tym celu projekt ustawy regulującej stosunki mediów informacyjnych z platformami cyfrowymi (News Media and Digital Platforms Mandatory Bargaining Code). Projektowane prawo miało na celu nakłonienie Facebooka i Google’a do zawarcia z wydawcami umów licencyjnych na wykorzystywanie ich treści informacyjnych. W braku porozumienia państwowy arbitraż podyktowałby warunki współpracy, w tym cenę. Projekt przewidywał także m.in. obowiązek konsultowania z wydawcami zmiany algorytmu ustawienia ich tekstów w wyszukiwarkach i klauzulę zakazującą dyskryminacji firm medialnych.
W środę 17 lutego projekt ustawy został uchwalony przez Izbę Reprezentantów i przekazany do rozpatrzenia przez Senat.
Google zagroził, że w ramach sprzeciwu wycofa się z Australii, jednak ostatecznie poszedł na ugodę i zawarł umowy z australijskimi wydawcami, w tym m.in. z największą firmą medialną kraju – News Corp. Ruperta Murdocha. Facebook obrał inną taktykę bojkotu pomysłów australijskiego rządu.
Przedstawiciele Facebooka, będącego głównym źródłem wiadomości dla prawie co piątego Australijczyka, oświadczyli, że chcą porozumieć się z wydawcami i ustalić zasady podziału dochodów z reklam. Jednakże wyraźnie dali do zrozumienia, że nie akceptują modelu negocjacji i arbitrażu, które przewidywał projekt ustawy.
W ramach sprzeciwu 18 lutego Facebook zablokował możliwość dzielenia się treściami informacjami na swojej platformie. Co istotne, blokada objęła nie tylko dostęp do stron wydawców – zablokowane były również rządowe strony z informacjami dotyczącymi zdrowia publicznego, ostrzeżeń pogodowych, dostępu do służb ratunkowych, a nawet usług szpitali dziecięcych. Choć te ostatnie – jak później tłumaczył Facebook – zostały odcięte przez pomyłkę.
Rząd Australii krytykował decyzję Facebooka, wskazując, że podjęte działania „narażają na szwank wiarygodność” portalu.
Facebook słusznie argumentował, że jego sytuacja jest inna niż Google’a. Ten ostatni umieszcza w wynikach wyszukiwarki linki i fragmenty artykułów, niezależnie od tego, czy ktoś tego chce, czy nie. Tymczasem Facebook udostępnia narzędzie, z którego wydawcy i użytkownicy korzystają, zamieszczając tam treści. Tu jednak różnice się kończą. Trudno bowiem uznać, że portal, który na całym świecie ma 2,8 miliarda aktywnych użytkowników, a w samej Australii 16 milionów jest zwykłym (jednym z wielu) dostawców narzędzi technologicznych. Co więcej, trzeba mieć świadomość, że brak regulacji i oparcie się wyłącznie na dobrowolnych umowach między wydawcami a technologicznymi gigantami (jak umowa pomiędzy News Corp. a Google) może doprowadzić do zwiększenia zasięgów i wpływów finansowych dla największych mediów oraz pozbawić możliwości rozwoju mniejsze wydawnictwa czy media, które nie tylko mogą nie mieć możliwości skutecznie negocjować z platformami, ale mogą w ogóle nie być zaproszone do rozmów.
Mając na uwadze skutki protestu Facebooka, Minister skarbu Australii Josh Frydenberg zaprosił Marka Zuckenberga do stołu negocjacyjnego. We wtorek 23 lutego strony osiągnęły porozumienie. Facebook zapowiedział zniesienie blokady treści informacyjnych w Australii, a także zobowiązał się do podjęcia w dobrej wierze negocjacji z australijskimi firmami z branży medialnej i zawarcia umów dotyczących opłat za udostępniane treści. W zamian rząd Australii zaproponował cztery poprawki do projektu ustawy, które uwzględniają postulaty Facebooka i mają zapewnić, że wydawcy będą „sprawiedliwie wynagradzani”.
W czwartek 25 lutego australijski parlament uchwalił ustawę zobowiązującą Facebooka i Google do płacenia mediom za korzystanie z ich treści. Dzięki wprowadzonym poprawkom firmy dostały dodatkowe dwa miesiące na prowadzenie z wydawcami mediacji w dobrej wierze w celu ustalenia zasad płatności. Dopiero w ostateczności do akcji wkroczy arbiter wyznaczony przez rząd. Ponadto, giganci cyfrowi będą mogli decydować, czy dane treści pojawią się w ich usługach. Dzięki temu nie będą płacić za niechciane wiadomości i, jak twierdzi Facebook, będą mogli wspierać wybranych małych i lokalnych wydawców. Firmy będą mogły uniknąć opłat także wtedy, gdy wykażą „znaczący wkład w lokalne dziennikarstwo”.
Ministerstwo finansów zapowiedziało, że za rok zweryfikuje przepisy, aby upewnić się, że cele rządu są realizowane.
Podczas sporu z Facebookiem premier Australii Scott Morrison odpowiadał na pytania m.in. premierów Indii, Kanady i Wielkiej Brytanii oraz prezydenta Francji. Wprowadzenie nowych przepisów w Australii może spowodować, że rządy innych krajów wdrożą regulacje uwzględniające kompromis wynegocjowany przez Facebooka.
Wydarzenia, które miały miejsce w Australii, jak również blokowanie konta ustępującego prezydenta Donalda Trumpa (na Twitterze), przypominają przebudzenie się globalnego mocarstwa w geopolityce. Nagle bowiem do względnie ustabilizowanego świata, w którym to państwa narodowe i organizacje międzynarodowe (UE) dyktują warunki i ustanawiają reguły zaczynają docierać odgłosy nowych podmiotów – globalnych korporacji technologicznych, którym znudziła się rola przedmiotu regulacji. I oczywiście można powiedzieć, że objawy rosnącej roli firm, których obroty przekraczały roczne budżety wielu państw, pojawiały się już od dawna, m.in. w formie lobbingu, publicznej krytyki pomysłów legislacyjnych czy odwoływania się do sądów od niekorzystnych decyzji administracyjnych. Jednak nigdy w historii korporacje te nie czuły się na tyle silne, aby oficjalnie rzucić wyzwanie Państwu (Australii) czy też personalnie najpotężniejszym przywódcom (D. Trump). Zapewne pandemia i istotne przeniesienie się rzeczywistości społecznej i politycznej do cyfrowego świata sprzyja tym tendencjom, a płaszczyzn sporu będzie zapewne w najbliższym czasie coraz więcej.
Autorzy:
Maciej Kubiak – adwokat, wspólnik, współkierujący praktyką własności intelektualnej i nowych technologii.
Zuzanna Kietlińska – praktykantka w dziale własności intelektualnej.